Pages sur ce sujet: < [1 2 3 4] | Off topic: Jak Polacy dorabiają? Auteur du fil: Anna Dzidowska
| Lenard Zwick Pologne Local time: 19:08 polonais vers hongrois + ...
Krzysztof Kajetanowicz wrote: Bo system...
Był kiedyś.
Zresztą niepublicznych obowiązują te same przepisy, więc patologie w nich tak samo występują, różnice mogą być najwyżej w nasileniu. Doskonale to widać na przykładzie szkolnictwa wyższego, gdzie sfera niepubliczna jest daleko "efektywniejsza" od publicznych w sferze patologii... | | | Lenard Zwick Pologne Local time: 19:08 polonais vers hongrois + ... Mostów budowanie - Co w dzień zbudowali, rychło runął w nocy | May 13, 2010 |
Lucyna Długołęcka wrote:
To ja trochę napiszę, jak to funkcjonuje...
W przypadku innych języków też podobnie funkcjonuje, przynajmniej w tłumaczeniach ustnych.
W pisemnych gorzej: większość klientów nie ma możliwości oceny jakości - właśnie dlatego zlecił wykonanie tłumaczenia, bo nie zna języka...
Certyfikaty różnego rodzaju są też tyle samo warte, dlatego nikt się nimi nie przejmuje, i w razie czego stworzy własny, wewnętrzny system oceny/doboru tłumaczy. A tzw. drobny klient detaliczny jest w takiej samej sytuacji, jak z flizarzami: jaki mu się przytrafi, taki będzie miał... | | | Patologia a szkolnictwo wyższe | May 13, 2010 |
Lenard Zwick wrote:
Doskonale to widać na przykładzie szkolnictwa wyższego, gdzie sfera niepubliczna jest daleko "efektywniejsza" od publicznych w sferze patologii...
Zależy o jakiej patologii mowa. Na uczelniach państwowych od lat panuje klasyczny system feudalny i kretyński system desperackiego zbierania punktów. Na uczelniach prywatnych jest to raczej typowa praca freelancera. Z poziomem kształcenia bywa różnie, nie ma co generalizować. W obu przypadkach największą patologią jest to, że polskie uczelnie kompletnie się nie liczą na świecie, ale też nie dramatyzujmy. O poziomie wykształcenia zawsze decyduje student i jego chęci, a nie uczelnia. | | | Lenard Zwick Pologne Local time: 19:08 polonais vers hongrois + ... Szkolnictwo wyższe i mniej wyższe | May 13, 2010 |
Agenor Hofmann-Delbor wrote:
Zależy o jakiej patologii mowa.
Na uczelniach wszędzie panuje system feudalny, jest to ich elementem konstytutywnym. W części anglosaskiej jest to tylko nieco maskowany przez niewolnictwo (np. kontraktowych postdoc-ów), za które tak bardzo wzdychają ci z kontynentu...
Poziom uczelni jest rzeczą ważną - w tym jednak średnia tych państwowych jest lepsza od średniej prywatnych, bez dalszego generalizowania.
Poziom jest z kolei w przybliżeniu liniowo zależny od pieniędzy - jak u nas mawiano, małe pieniądze mały futbol, duże pieniądze duży futbol...
Jeśli z kolei bierzemy to pod uwagę, do czego służy i jak powinno się korzystać z instytucji uczelni, to znowu te państwowe wygrywają.
Uczelnia ma umożliwić naukę, zgłębianie wiedzy, a sam sformalizowany program studiów i dyplom ukończenia jest tą częścią mniej istotną (jest to jednym z głównych powodów, dlaczego traktuję wszelkie zaoczne, wieczorowe czy korespondencyjne sposoby studiowania z przymrużeniem oka - tam poza tymi sformalizowanymi elementami w zasadzie nie ma nic, nie ma nauki, jest tylko uczenie się, a to jednak robi różnicę...).
Z samym sformalizowanym tokiem i sztywnym programem taka uczelnia pozostaje tylko takim przerośniętym liceum.
A to, jak skorzysta student z możliwości, jeśli one są, to już zależy tylko od niego - w tym jesteśmy zgodni.
System punktów jest może głupi (sam punktów jeszcze nie zbierałem) ale to, co - przynajmniej przy zgodnym z przeznaczeniem stosowaniu - powinien umożliwić, czyli pewną wolność w indywidualnym kształtowaniu programu i toku studiów, włącznie z "wielouczelniowością", czyli możliwością ich zbierania na różnych uczelniach, jest ogromną wartością - to przynajmniej (częściowo) miałem szczęście samemu doświadczyć grubo przed pojawieniem się systemu punktowego nawet na tamtej stronie żelaznej kurtyny. Fakt faktem, skakać między uczelniami nie mogliśmy, ale program kształtować - tak. Nie do końca indywidualnie (choć istniała instytucja tzw. indywidualnego toku studiów), ale jak choć trzem z nas (było nas siedmiu na roku...) zachciało się np. słuchać przez semestr czy dwa wykłady z jakiejś dziedziny, albo wykłady kogoś konkretnego, to wystarczyło tylko wykładowcę przekonać (plus radę, by uznał tematykę za programową, ale z tym nie było kłopotów), i szafa grała - zdarzało się, że z innej części Polski specjalnie dla nas dojeżdżał co tydzień wykładowca, bo stwierdziliśmy, że tylko to, i tylko w jego wykonaniu nas interesuje... Mogliśmy uczęszczać też na jakiekolwiek zajęcia prowadzone na którejkolwiek uczelni w mieście - ale to już tylko ponadprogramowo.
Patrząc na inne specjalizacje, na inne kierunki, ze sztywnym programem, byliśmy świadomi, jak duże to wszystko ma znaczenie.
Młodym mogę tylko poradzić, że niech skorzystają z tego typu możliwości systemu punktowego, a w razie czego niech zawalczą z uczelnią, jeśli stawia opory - naprawdę się da i warto.
Można też prowadzić własne projekty, wystarczy tylko odpowiedni "networking" na uczelni, choćby przez koło naukowe - wykazując nieco elastyczności można się wpraszać do każdej pracowni, do każdego zakładu, by się poduczyć metodologii, zdobywać praktyczne umiejętności.
Na uczelniach prywatnych, tzn. w tych często nie posiadających zbyt duży stały personel, a prowadzących przeważnie studia zaoczne, o takich możliwościach nie ma co marzyć, czyli brak im najistotniejszych właściwości idei studiowania. Tego typu uczelnie (w zasadzie wszystko jedno, czy państwowe, czy prywatne) mogą wypuszczać nawet nie najgorszych fachowców, ale łatwo pozostają oni - jak to u nas się nazywało - fachowcami barbarzyńskimi, czyli ludźmi nie wiele o świecie wiedzącymi poza granicami swego fachu, innymi słowi bez tzw. szerszych horyzontów, a więc też nie bardzo nadających się do "wyższych zadań" nawet w swoim zawodzie.
[Módosítva: 2010-05-13 23:32 GMT] | |
|
|
Punkty dodatnie, punkty ujemne... | May 14, 2010 |
Lenard Zwick wrote:
Młodym mogę tylko poradzić, że niech skorzystają z tego typu możliwości systemu punktowego, a w razie czego niech zawalczą z uczelnią, jeśli stawia opory - naprawdę się da i warto.
Od strony studentów zgodzę się całkowicie z powyższymi stwierdzeniami, warto korzystać z możliwości wyboru i warto aktywnie kształtować swoją edukację.
Pozostałe stwierdzenia są również bardzo ważne i trudno się z nimi nie zgodzić, ale mówiąc o punktach miałem na myśli drugą stronę medalu. Mowa tu o systemie kwantyfikacji, który wprowadził KBN dla pracowników naukowych i jednostek badawczych wszystkich krajowych uczelni. Może i była to próba motywowania słabszych uczelni, ale odnoszę wrażenie, że tylko pogłębiła patologię w tym środowisku. Wtrąciłem swoje trzy grosze, ponieważ wydaje mi się, że kluczem do odpowiedniego poziomu dydaktyki jest nauczyciel akademicki, który nie jest sfrustrowany swoją pracą. I nie mam tu na myśli kontaktu ze studentami (bo ten bywa bardzo motywujący), tylko właśnie całą resztę spraw, o których wspomniałem. Jestem jednak przekonany, że silne lobby profesorów leninizmu i gospodarki planowanej nie pozwoli w Polsce niczego zmienić w tym kierunku jeszcze przez wiele lat. A wszyscy wiedzą co należałoby zrobić - zaorać i po prostu skopiować mechanizmy z najlepszych światowych uczelni. Nie sądzę, aby pieniądze były tutaj główną przeszkodą. Poziom marnotrawstwa czasu i materiałów w budżetówce jest przerażający, akurat w tym jednym aspekcie uczelnie prywatne wygrywają, co zresztą specjalnie nie zaskakuje. | | | Lenard Zwick Pologne Local time: 19:08 polonais vers hongrois + ... Leninizm i gospodarka planowa | May 15, 2010 |
Agenor Hofmann-Delbor wrote:
Jestem jednak przekonany, że silne lobby profesorów leninizmu i gospodarki planowanej nie pozwoli w Polsce niczego zmienić w tym kierunku jeszcze przez wiele lat. A wszyscy wiedzą co należałoby zrobić - zaorać i po prostu skopiować mechanizmy z najlepszych światowych uczelni. Nie sądzę, aby pieniądze były tutaj główną przeszkodą. Poziom marnotrawstwa czasu i materiałów w budżetówce jest przerażający, akurat w tym jednym aspekcie uczelnie prywatne wygrywają, co zresztą specjalnie nie zaskakuje.
Jeśli mówimy o nauczaniu, jesteśmy w zgodzie, w tym uczelnie prywatne są lepsze, stosują z powodzeniem prawidła ekonomii - zresztą muszą, są przecież przedsiębiorstwami.
I w tym nie ma nic złego, wprost przeciwnie. Nauczanie, jako działalność, pod tym względem przecież nie różni się niczym od smażenia frytek - w sensie pozytywnym.
Nauka jest czymś zasadniczo odmiennym - i w sensie prowadzenia badań, i w sensie kształcenia. Tu nie mają bezpośredniego zastosowania reguły ekonomii, a "marnotrawstwo czasu, materiałów i pieniędzy" jest wręcz przymusem (takie jest moje zdanie). Trochę tak, jak w marketingu. Jedno z podstawowych praw w marketingu głosi, iż połowa wydatków poniesionych na cele marketingowe jest pieniądzem wyrzuconym w błoto. Tyle, że nikt nie potrafi powiedzieć, która połowa...
W nauce jest znacznie "gorzej": tak na moje oko udział środków wyrzuconych w błoto kształtuje się (i powinno się kształtować) przynajmniej na poziomie 80%, i też nikt nie potrafi powiedzieć, który kawałek tortu nie zamieni się w błoto.
A wszelkie zdążenia ograniczenia tego "marnotrawstwa" mogą przynieść tylko jeden efekt: zaniku nauki, czyli coraz mniejszy taki kawałek tortu, który nie zamieni się w błoto. Krótko mówiąc, im bardziej ograniczamy marnotrawstwo, tym więcej marnotrawimy - taki mały, śliczny paradoksik.
PS
Jeśli sytuacja faktycznie jest taka, jaką opisujesz (i ja dobrze rozumiem twój opis), to jest wyjątkowo zabawne, że silne lobby profesorów leninizmu i gospodarki planowej jest najważniejszym obrońcą kwantyfikacji a'la KBN, czyli metodologii scientometrycznej wymyślonej, wprowadzonej i stosowanej w USA, w najpotężniejszym i najgroźniejszym kraju zgniłego kapitalizmu. | | | Marnotrastwo, KBN... | May 16, 2010 |
Lenard Zwick wrote:
Krótko mówiąc, im bardziej ograniczamy marnotrawstwo, tym więcej marnotrawimy - taki mały, śliczny paradoksik.
W pełni się zgadzam z tym, że naukowiec musi mieć środki i swobodę działania, która pozwoli także na popełnianie błędów i w konsekwencji...marnotrawienie. Problem z z publicznymi uczelniami polega jednak gigantycznym marnotrawstwie w zupełnie innych obszarach — głównie administracji i wszelkich sprawach nie związanych bezpośrednio z procesem twórczym. To wcale nie jest potrzebne nikomu i wiele projektów nie znalazło środków przez to, że wielką, zardzewiałą machinę jest trudno ruszyć.
jest wyjątkowo zabawne, że silne lobby profesorów leninizmu i gospodarki planowej jest najważniejszym obrońcą kwantyfikacji a'la KBN, czyli metodologii scientometrycznej wymyślonej, wprowadzonej i stosowanej w USA, w najpotężniejszym i najgroźniejszym kraju zgniłego kapitalizmu.
Owszem, ale to działa właśnie dlatego, że przeniesiono do Polski tylko mały fragment systemu, który działa w innych krajach (np. USA). Lobby sobie świetnie radzi, bo bez problemu zdobywa punkty (wystarczy być współautorem np. artykułu) i ma święty spokój. Zresztą nie jest tajemnicą, że samodzielny pracownik naukowy jest w praktyce nie do ruszenia. Tym też różnimy się od cywilizowanych krajów, gdzie większość kadry naukowej pracuje na zasadzie kontraktu. Jako ciekawostkę związaną z punktami powiem, że uczelnie uwielbiają doktorantów z jednej przyczyny — z reguły nie są liczeni jako pracownicy danej uczelni, ale artykuły i prace naukowe tworzą w ramach uczelni. Innymi słowy uczelnia zdobywa punkty dzięki pracy asystentów i doktorantów, ale dzieli się je już bez uwzględnienia tych ostatnich.
Nie chciałem tutaj toczyć żadnego boju, bo nie sądzę, byśmy się specjalnie rozmijali w podejściu do tematu uczelni i nauki, ale musiałem pokazać, że bardzo często można zderzyć się ze ścianą. | | | Lenard Zwick Pologne Local time: 19:08 polonais vers hongrois + ... Krawat a KBN | May 16, 2010 |
Agenor Hofmann-Delbor wrote:
...Lobby sobie świetnie radzi, bo bez problemu zdobywa punkty (wystarczy być współautorem np. artykułu) i ma święty spokój. Zresztą nie jest tajemnicą, że samodzielny pracownik naukowy jest w praktyce nie do ruszenia. Tym też różnimy się od cywilizowanych krajów, gdzie większość kadry naukowej pracuje na zasadzie kontraktu. Jako ciekawostkę związaną z punktami powiem, że uczelnie uwielbiają doktorantów z jednej przyczyny — z reguły nie są liczeni jako pracownicy danej uczelni, ale artykuły i prace naukowe tworzą w ramach uczelni. Innymi słowy uczelnia zdobywa punkty dzięki pracy asystentów i doktorantów, ale dzieli się je już bez uwzględnienia tych ostatnich.
Nie chciałem tutaj toczyć żadnego boju, bo nie sądzę, byśmy się specjalnie rozmijali w podejściu do tematu uczelni i nauki, ale musiałem pokazać, że bardzo często można zderzyć się ze ścianą.
Ja też nie chce boju toczyć (ale uwielbiam dyskutować - to jest taka zakaźna choroba zawodowa, którym człowiek się zaraża najpóźniej na uniwerku, jeśli ktoś to przetrwał "w zdrowiu", to już pozostanie odporny do końca życia. Mnie się nie udało...), tym bardziej w ogólnym zarysie nasze poglądy się nie różnią, tzn. różnią się prawdopodobnie tylko w jednym aspekcie, i nawet to nie jest pewne...
Twój opis, który powyżej zacytowałem, prawie dokładnie powtarza narzekania amerykanów...
Z jedną różnicą. Tamtejsze lobby - bo samodzielni pracownicy naukowi tam też są nie do ruszenia, i tworzą lobby nie gorsze od tego, co ty opisujesz, jedynie tamtejsze lobby jest może ciut mądrzejszy, albo ma większe szczęście, ale na pewno jest bardziej arystokratyczne od europejskich...
Jest ich mniej, może dlatego z tej strony oceanu nie widać tamtejszego feudalizmu po Miczurinowsku skrzyżowanego z niewolnictwem.
A jest ich mniej dlatego, bo samodzielnym, chronionym pracownikiem naukowym staną się dopiero na znacznie wyższym szczeblu żabiej drabinki, więc u nich są wykorzystywani też postdoc-i, wpadający w pułapkę tworzoną przez system kontraktowy, brak niższych szczebli etatów (czyli stabilizacji) i postępowaniem arystokratycznej lobby. W wyniku tego nie dość, że harują przez wiele lat po paręnaście godzin, również w weekendach, nie dość, że ci, u których pracują na kontraktach, wykorzystują ich w sposób identyczny, jak ty opisujesz (dopisują się do artykułów, zgarniają rankingi dla swoich jednostek, itp.), ale w pogoni za te rankingi tak rozdmuchali ten proceder, że postdoc-ów jest przynajmniej o rząd wielkości więcej, niż cały system jest w stanie wchłonąć (dziesięć do dwudziestukrotna nadprodukcja). Czyli poza nielicznymi nie mają szans na zrobienie kariery w nauce. Co gorsza, tą nadprodukcję wykorzystuje się w jeszcze jeden, bardzo perfidny sposób: jak ktoś zaczyna się wybijać, lub nie daj boże nieco zwalnia tempo, i pracuje tylko 7 razy 10 godzin tygodniowo, to nie dostanie kolejnego kontraktu: "świeża krew" haruje bardziej i pyskuje mniej...
Oni patrzą na Europę, na ten europejski "system pruski" panujący również w Polsce, jak na raj, bo choć pieniędzy na badania jest mniej, ale pracę naukową można prowadzić znacznie bardziej komfortowo, nie ma takiego stresu spowodowanego pogonią za publikacje, za impact factors, za wskaźniki cytowań, i nie ma też frustracji "jak wykarmię rodzinę za rok, dwa, przecież jakkolwiek dobrze bym nie pracował, jakiekolwiek wyniki bym nie osiągnął, i tak mogę nie dostać kolejnego kontraktu, bo czy grantu nie będzie, albo będzie niższe, a ja mam kontrakt właśnie z tego, czy moje stosunki z szefem się pogarszają, itp. itd".
To jest stresująca harówa, a nie to, co tu się dzieje z powodu pogoni za te KBN-owskie punkty...
Tak reasumując, i (jak zwykłem) cytując nasze stare porzekadło, ten tu to dziewiętnaście, a tamten to dwadzieścia bez jednego...
A co do tej jedynej ewentualnej różnicy naszego podejścia, może ona polegać jedynie na tym, że - wiedząc i uznając, że nie jest dobrze, ba, że jest nawet źle - ja nie uważam, albo nie głoszę, że to tylko Polacy, że to tylko w Polsce #^!@?!!!, w przeciwieństwie do "cywilizowanego świata".
Częstokroć inni/oni też nie mają lepiej, ba, miewają nawet gorzej, tylko inaczej zawiązali sobie pętlę na szyję. Może z daleka wygląda jak krawat, jednak nie dizajn się liczy, tylko czy ten kawałek materiału wisi na szyi, czy szyja na nim... | | | Pages sur ce sujet: < [1 2 3 4] | To report site rules violations or get help, contact a site moderator: You can also contact site staff by submitting a support request » Jak Polacy dorabiają? CafeTran Espresso | You've never met a CAT tool this clever!
Translate faster & easier, using a sophisticated CAT tool built by a translator / developer.
Accept jobs from clients who use Trados, MemoQ, Wordfast & major CAT tools.
Download and start using CafeTran Espresso -- for free
Buy now! » |
| Pastey | Your smart companion app
Pastey is an innovative desktop application that bridges the gap between human expertise and artificial intelligence. With intuitive keyboard shortcuts, Pastey transforms your source text into AI-powered draft translations.
Find out more » |
|
| | | | X Sign in to your ProZ.com account... | | | | | |